Jak zauważył Mark Galeotti zaraz po wyborach prezydenckich na Białorusi: trudno uwierzyć, żeby Alaksandr Łukaszenka zachował swój nieco pieszczotliwy i trochę irytujący przydomek „Batka” (tata), biorąc pod uwagę, że jego reelekcja doprowadziła do gwałtownych protestów ulicznych w całym kraju.

Mark Galeotti na łamach The Spectator zauważył, że Łukaszenka jest w mniejszym lub większym stopniu ulokowany na Białorusi od 1994 roku, zaś pod jego rządami kraj pozostał dziwną komunistyczno-kapitalistyczną hybrydą. Z jednej strony duże przedsiębiorstwa państwowe wciąż dominują w gospodarce, z drugiej istnieją też zagłębia kwitnącej przedsiębiorczości. Kontrola prezydenta nad krajem opierała się na lojalnych i rozległych siłach bezpieczeństwa, elicie, która może więcej zyskać na jego przetrwaniu niż jego odejściu oraz ludności, której zaoferował stabilność w zamian za uległość - bez perspektyw sukcesu w razie sprzeciwu.

Jak czytamy na łamach The Spectator: Łukaszenka miał tylko jednego prawdziwego rywala w tych wyborach: 37-letnią Swiatłanę Cichanouską, która zdecydowała się wystartować, gdy jej mąż Siergiej Cichanouski został aresztowany z powodu kandydowania przeciw Łukaszence.

Nie ma ona wprawdzie oni politycznego doświadczenia, ani przekazu (poza obaleniem Łukaszenki). Jak podkreśla Galeotti sukces Cichanouskiej nie wynikał tylko ze znużenia prezydentem, którego czas wydaję się że dawno już minął. Chodziło raczej o to, że wydawało się że jest szansa zmiany sytuacji. 65-letni Łukaszenka wydawał się mniej pewny siebie podczas tych wyborów i czasami czuł się wyraźnie nieswojo. Stwierdził, że „obce siły” stoją za polityczną opozycją - po czym aresztowano 33 rosyjskich najemników, którzy najprawdopodobniej podróżowali do Afryki.

Według Marka Galeotta dyktator musiał iść na całość. Mińsk został praktycznie zamieniony w zbrojny obóz, gdy z całego kraju przysłano siły porządkowe i jednostki wojskowe. Łukaszenka nie tylko wygrał wybory, ale zwyciężył z 80 procentowym poparciem głosów, zaś Cichanouska zdobyła 9,9 punktów procentowych. Łukaszenka musiał zagrać va banque. Musiał wykreować się w tak potężnej pozycji, że mógł potraktować wybory, a co za tym idzie elektorat - z pogardą, a mimo to uszło mu to na sucho.

Redaktor postawił pytanie co stanie się dzień czy tydzień po protestach. Jeśli uda się powstrzymać demonstracje, jeśli siły bezpieczeństwa pozostaną lojalne, a elita pozostanie zjednoczona, Łukaszenka prawdopodobnie na razie się utrzyma. Lecz to tylko opóźnienie tego co nieuniknione. Nie jest w stanie odzyskać swojej legitymacji, zaś tron wyniesiony na bagnetach jest nie tylko niewygodny, ale pozostawia też władcę zależnym od jego „pretorianów”. Politycznie Łukaszenka jest chodzącym trupem – czytamy na łamach The Spectator.

Szczególnie ważny może okazać się jednak ostatni wniosek zamieszczony w artykule, że przyszłość Białorusi to wyzwanie międzynarodowe. Moskwa nie chce zaanektować Białorusi - jednak Kreml uważa osłabionego, ale wciąż trzymającego się władzy Łukaszenkę za najlepszą opcję. To czego Rosja nie może i nie zaakceptuje, to kolejne „zagubione” na Zachodzie państwo „bliskiej zagranicy”.

*

Link do artykułu: M. Galeotti, Belarus’s regime is nearing collapse, The Spectator, 10.08.2020 r., https://www.spectator.co.uk/article/belarus-s-regime-is-nearing-collapse

Opracowanie: Dariusz Prorok