Następna pandemia wybuchła... w epoce mediów społecznościowych i wiadomości przekazywanych dwadzieścia cztery godziny na dobę... Teraz jednak były regularnie przygotowywane plany na wypadek zagrożenia i istniała ściślejsza współpraca pomiędzy federalnymi, państwowymi oraz lokalnymi instytucjami służby zdrowia. Życie się zmieniło. A poza tym był Twitter. – Fragment z książki “Grypa. Sto lat walki”, czy nie wydaje się, że w miejsce wielokropka moglibyśmy wpisać dzisiejszą datę?

W dobie walki z wirusem Covid-19 coraz większą popularnością cieszą się opracowania dotyczące innych epidemii. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego w 2019 roku wydało książkę „Grypa. Sto lat walki”. Wydaje się, że to idealna pozycja na obecną sytuację.

Będąc częścią świata borykającego się z pandemią można cieszyć się, że w tej ponurej sytuacji nie urodziliśmy się kilka wieków wcześniej, gdyż oprócz pożywnego rosołu z kury moglibyśmy doświadczyć upuszczania krwi, czy podawania środków przeczyszczających na bazie rtęci. Podczas pandemii hiszpanki ludzie nie umierali jedynie z powodu grypy, ale niemałe spustoszenie szerzyło również przedawkowanie aspiryny, gdyż nie znano jeszcze właściwego dawkowania. Wśród cudownych leków, które miały wyleczyć grypę była również chinina. W XIX wieku uważano, że jeśli pomaga na gorączkę wywołaną malarią to powinna pomóc również na gorączki wywołane przez inne choroby. Największym wygranym tej sytuacji był producent chininowego specyfiku, który dorobił się sporego majątku.

Oczywiście nie wszyscy lekarze podzielali takie – z naszej perspektywy – dziwne metody. James Herrick lekarz, który jako pierwszy w 1910 roku opisał anemię sierpowatą, jako jeden z pierwszych sprzeciwiał się stosowaniu na grypę ludowych metod i środków. W zamian zalecał on izolację chorego, stosowanie maseczek, dużą dawkę odpoczynku, snu i świeżego powietrza. Czy czytając ten fragment nie można mieć wrażenia, że te zalecenia są bardzo podobne do współczesnych? Winowajcę całego tego nieszczęścia po raz pierwszy zobaczono w 1939 roku, gdy wynaleziono mikroskop elektronowy. W latach 40. XX wieku naukowcy wyizolowali dwa szczepy grypy i zaczęli testować szczepionki. Przez dziesięciolecia medycy starają się w jakiś sposób zapanować nad grypą, znaleźć środki jej powstrzymania, przewidywać okresy występowania, jednak w wielu aspektach pozostaje w dalszym ciągu zagadką.

Niewielki wirus – ogromne szkody

Wirusy powstały na długo przed rozumnym życiem. Po łacinie słowo virus oznacza truciznę lub niezdrowy wyziew. W XVIII wieku określano tak każdą chorobę zakaźną. Słowo „wirus” używano więc znacznie wcześniej niż nabrało ono obecnego znaczenia, tak samo słowo „influenza”, którym określano grypę. Nie wiadomo więc, czy kiedyś kryła się pod nim grypa, jaką znamy obecnie. Epidemie grypy przypuszczalnie opisał już Tukidydes i Hipokrates, później ustąpiła miejsca „prawdziwym” zarazom jak czarna ospa, czy dżuma, których śmiertelne żniwo było znacznie większe.  

Najbardziej znaną pandemią grypy w historii była chyba „hiszpanka”, które zaatakowała w latach 1918-1920, ale pierwsze przypadki odnotowano już w 1916 roku. Nie wiadomo dokładnie, gdzie rozpoczęła się epidemia i skąd rozniosła się na pozostałe kontynenty. Jedna z wersji donosiła, że jej pierwsze ognisko znajdowało się w Chinach(!). Na stary kontynent przybyła wraz z chińskimi robotnikami.  Rozprzestrzenianiu się grypy sprzyjało przebywanie skupisk ludzi na małych powierzchniach. Najgorzej było w koszarach wojskowych i lazaretach, gdzie z powodu przepełnienia chorzy leżeli bardzo blisko siebie. Nawet jeśli ktoś przezwyciężył grypę, to z łatwością mógł złapać bakteryjne zapalenie płuc. Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby wprowadzano obostrzenia, jednak nie zawsze były one skuteczne. Zamknięcie kin, teatrów i kościołów w Filadelfii przyniosłoby dużo lepszy skutek, gdyby wcześniej odwołano paradę, w której brało udział tysiące osób.

Od tego czasu grypa wraca do nas systematycznie w każdym sezonie grypowym, zdarzały się również epidemie grypy np. ptasiej albo świńskiej, jednak liczba ofiar śmiertelnych nie była na tyle duża by zapisały się w historii jak epidemia „hiszpanki”.

Przemysł medyczny kontra grypa

To wszystko to jedynie urywki z bardzo ciekawej książki „Grypa. Sto lat walki”, której autorem jest Jaremy Brown – doktor nauk medycznych. Dzięki temu, że pozycję tą napisał lekarz, czytelnik ma wrażenie nowej, bardzo ciekawej perspektywy, kogoś kto miał wielokrotnie do czynienia z grypą, kto zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństw jakie niesie ze sobą ta choroba. Opowiada o medycznych aspektach z gracją, do tego stopnia, że wydają się one ciekawe i zrozumiałe nawet dla medycznego laika.

Opisuje w jaki sposób naukowcom udało się wyodrębnić wirusa grypy, który zaatakował w 1918 roku. Dużo miejsca poświęca również badaniom nad skutecznością leków mających zapobiegać albo łagodzić skutki grypy. Nie pozwala czytelnikowi zapomnieć, że przemysł farmaceutyczny obraca ogromnymi pieniędzmi, a umożliwia mu również kontrolowanie wyników niektórych badań. Takie spojrzenie pozwala zwrócić uwagę na zagadnienia bardzo często pomijane w kontekście omawiania epidemii z przeszłości. Autor snuje rozważania jak mogłaby ucierpieć gospodarka Stanów Zjednoczonych, czy będziemy mieć do czynienia z masowymi zwolnieniami, czy raczej podobnie jak sto lat temu będzie brakowało pracowników. Obserwując to co rozgrywa się aktualnie na świecie można mieć wrażenie, że odpowiedź na wiele pytań z książki rozgrywa się na naszych oczach.

Na 100% to bardzo ciekawa lektura nie tylko na okres „kwarantanny”, ale także na później, w końcu grypa dotyka nas każdego roku.  

 

Recenzja - Karolina Wanda Olszowska (RODM Kraków)