Tomasz Sikorski 

Henryk Krzeczkowski (1921–1986) to dla badaczy myśli politycznej postać już dziś prawie zapomniana. Być może dlatego, że przede wszystkim był pisarzem, krytykiem literackim i tłumaczem, przybliżającym polskiemu czytelnikowi twórczość intelektualistów tej miary, co choćby: William Hazlitt, James George Frazer, Robert Graves, czy Robert Louis Noyes.

Od polityki praktycznej prawie stronił, nie licząc zaangażowania w utworzenie niezależnego miesięcznika „Europa”, tuż po „polskim październiku” 56’. Związany był z licznymi czasopismami kulturalnymi i społecznymi, najdłużej chyba z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie pod koniec lat sześćdziesiątych zaczął zamieszczać swoje teksty, przyciągając doń młodszych publicystów (np. Marcina Króla), a później z „Polityką Polską” organem prasowym środowiska Ruchu Młodej Polski.  I choć uprawiał refleksję polityczną, to czynił to niejako na uboczu rozważań o literaturze i kulturze. Niemniej jego polityczne refleksje posiadały niezwykłą siłę oddziaływania. Zaraził nią młodą poszukującą inteligencję, pozostającą mniej lub bardziej pod urokiem konserwatyzmu. T. Wołek, który pozostawał pod niewątpliwym wpływem H. Krzeczkowskiego pisał krótko, po jego śmierci:

 

Zawsze pozostawał jakby w półcieniu, nie zabiegając o poklask opinii, o tanią popularność. Jednakże wpływ, jaki wywierał na wielu ludzi, na całe środowisko – był zupełnie wyjątkowy.

 

Przyciągał nie tylko siłą intelektu, logiką argumentacji, ale również, a może przede wszystkim typem umysłowości, charakteryzującym się niezależnością sądów, samodzielnością w myśleniu i prowokowaniem do dyskusji na tematy niełatwe. Nie bez racji pisał J. Bartyzel, że był jak T.S. Eliott –  katolikiem w religii, konserwatystą w polityce i klasykiem w literaturze.

Jedni widzieli w nim „polskiego Disraeliego” inni „zapomnianego polskiego Oakeshotta”, czy też „prawdziwego ugodowca”.  I choć z Pawłem Hertzem przyznawał się do kulturowego konserwatyzmu o silnym podkładzie etycznym (tradycjonalizm, katolicyzm, nacjonalizm rozumiany jako „zdrowa myśl narodowa”, poszukiwanie arystotelesowskiej prawdy i piękna), to jednak w jego twórczości stricte politycznej dominowało przekonanie o tym, że wszystko zostało już dawno wymyślone. Teraz należało tylko całą tradycję na nowo odczytać i zrewidować. Krzeczkowski daleki był od epigoństwa i wszelkich „izmów” – dogmatów i doktryn, od myślenia ciasnego i schematycznego.

 

 Nie oznacza to mechanicznego przejęcia spadku przeszłości względnie antykwarycznego do niej stosunku, który wyklucza rewizję dziedzictwa i nie dopuszcza nowych myśli. Twórcze nawiązywanie do spuścizny historycznej polega na znalezieniu sposobów chronienia i realizowania trwałych wartości w nowych warunkach i okolicznościach. Pozwala przełamać przestarzałe linie podziałów partykularnych, ale nie dopuszcza do zatarcia różnic, które stanowią o spójności idei przewodniej. (…) Myśl polityczna nie powstaje spontanicznie i nie bywa nigdy inspiracją chwili. Kształtuje się stopniowo w oparciu o rzetelne przemyślenia i badania, nieustannej analizie każdego przebytego etapu rozwoju, wykuwa się w ogniu rzetelnej dyskusji, nie uciekającej się od argumentów demagogicznych. Doświadczenie uczy, że nie rodzi się ona nigdy w warunkach cieplarnianych czy laboratoryjnych, że wymaga ofiar, że towarzyszą jej wszystkie skutki ludzkiej ułomności, po to jednak by nie uległa patologicznym zniekształceniom, musi ona stale przeglądać się w lustrze historycznego bytu swego narodu, w nim bowiem zawarte są wskazania i ostrzeżenia, kryteria umożliwiające zawczasu odkrycie zalążków degeneracji, nihilizmu i wykorzenienia z własnej rzeczywistości historycznej”.

 

Myśl polityczna nie powstaje spontanicznie, w oderwaniu od  rzeczywistości. Kształtuje się w sposób ewolucyjny, w oparciu o narodowe motywacje, cele i zasady. Doświadczenie uczy, że nie rodzi się ona nigdy w warunkach cieplarnianych czy laboratoryjnych, nie podlega schematom, przeglądając się w lustrze narodowej historii poszukując tam wskazań, ostrzeżeń, motywacji i kierunków działania. Tak odrodzoną myśl polityczną Krzeczkowski zamierzał wcielić w konkretne programy polityczne, nadać im instytucjonalne formy organizacyjne.

            Teleologia polityczna Krzeczkowskiego osadzona była na fundamentach uniwersalizmu chrześcijańskiego, który stanowił o istnieniu ładu, niezmiennej rzeczywistości. Uniwersalistyczne credo Krzeczkowski zawarł w artykule poświęconym religijności Zygmunta Krasińskiego, który można traktować jako osobiste „wyznanie wiary” pisarza. Wyjaśniał, że uniwersalizm jest celem ostatecznym.

 

„Człowiek stworzony na podobieństwo Boże, posiadający duszę nieśmiertelną, jest sam w sobie wartością, wymierną jedynie w planie stworzenia. Ludzie są równi, ale tylko w tym, że dana im wszystkim jest taka sama szansa zbawienia i taka sama wolna wola starania się o nie podczas swego krótkiego ziemskiego bytu. Są równi w nakazie praktykowania miłości bliźniego i w prawie do tej miłości. Są jednak różni ex hyphotesis, ponieważ zostały im wyznaczone różne miejsca w planie stworzenia, i są różni, ponieważ wolną wola pozwala im w rożny sposób realizować wyznaczone sobie cele, a nawet zaniechać ich realizowania”.

 

Refleksja Krzeczkowskiego nad jednostkowym bytem, istnieniem idzie w parze z próbą wyjaśnienia konstrukcji historii stworzonej wpisanej w „historię świętą”. Jako chrześcijanin uważam, że zamknięta jest tylko historia sacra zawarta w Objawieniu, historia zamykająca się w cyklu stworzenia świata, grzechu pierworodnego, objawienia i odkupienia. W tę świętą historię wpisana jest nasza doczesna historia cerata i ona pozbawiona jest naszej woli.

            Naród intepretował podążając tropem pierwszego pokolenia Narodowych Demokratów (nie krył zresztą swojej fascynacji pisarstwem politycznym Romana Dmowskiego) jako podstawową formę współżycia określonej zbiorowości ludzkiej w konkretnej rzeczywistości historycznej. Również w kwestii relacji pomiędzy narodem a państwem, atrybut nadrzędności przyzwał wspólnocie narodowej. Postrzegał państwo jako czynnik scalający naród, z drugiej jednak strony uważał, że zdrowy i sprawnie funkcjonujący organizm państwowy musi być zgodny z oczekiwaniami członków narodu, a zatem powinien stanowić wytwór świadomości narodowej, zgodnej woli. Państwo samo w sobie nie mogło być – jak pisał Krzeczkowski, celem samym w sobie. Dążenie do niepodległości, formułowanie postulatów politycznych zbliżających do niej miało iść w parze z „wychowaniem do suwerenności”, czyli ciągłym pogłębianiem świadomości narodowej. Dostrzegał przy tym dwa, alternatywne modele suwerenności. Pierwszy był snem o restauracji II Rzeczypospolitej w jej granicach, z ówczesnym modelem polityki. Drugi opierał się na wierze w „cudowne odmienienie” (naturalną regenerację) rządzącej, komunistycznej elity władzy, która za pomocą „aniołów naprawy sama się zlikwiduje”. Oba były złudne.

W każdym razie wydaje się, że dla Krzeczkowskiego suwerenność nie jest celem samym sobie, ale czynnikiem służebnym wobec państwa, umożliwiającym, ale nie gwarantującym ochronę niezbywalnych praw człowieka i obywatela. W eseju pt. Konieczności i obowiązki (1977) pisał:

 

Marzenia o suwerenności, praca dla jej odzyskania, walka o niąwszystko to wymaga określenia celu do którego zmierza. Polska myśl polityczna, która nie będzie narzędziem walki o władzę samozwańczych grup lub jednostek, która wyzwoli się z grzechów nacjonalistycznego partykularyzmu i marksistowskiego pseudouniwersalizmu, musi budowana fundamencie filozoficznie samodzielnej i historycznie umotywowanej idei życia narodowego i społecznego, idei której podporządkowany będzie kształt suwerenności państwowej. Tylko programy oparte o takie idee mają prawo walczyć o dusze narodu.

 

Ta logika rozumowania stała się punktem wyjścia dla „geopolitycznych ćwiczeń” Krzeczkowskiego.

            Krzeczkowski przestrzegał przed determinizmem historycznym. Owszem patrzył na narodowe dzieje z uwagą, wnikliwie je analizując, ale jednocześnie przestrzegał przed polityczną, ideową kalkomanią, instrumentalnym traktowaniem historii. Za Cyceronem powtarzał wielokrotnie, że „historia jest nauczycielką życia”, a więc uczy narody. Na tym jednak jej rola się nie kończy, ale bowiem powinna zmuszać do refleksji, do wyciągania wniosków. W szkicu traktującym o polskiej historiografii po 1863r. pisał:

 

Historia nie jest zbiorem mechanicznych analogii, a w jeszcze mniejszym stopniu podręcznikiem strategii lub taktyki politycznej. Jest natomiast, a przynajmniej być może, kroniką zmagań człowieka usiłującego realizować swoją wizję współżycia społecznego w wyznaczonej mu rzeczywistości historycznej. Jest nauczycielską życia w tym sensie, że pomaga nam rozumieć siebie samych, umożliwia kontrolowania własnych motywacji i postaw, wreszcie ułatwia oddzielenia myśli i poczynań, dyktowanych przez ułomność naszej natury, od tych idei i działań, których urzeczywistnienie wymaga przełamania wrodzonych i nabytych wartości.

 

Innymi słowy, dla Krzeczkowskiego tradycja polityczna jako niezbędny składnik świadomości narodowej nie może być antykwarycznym artefaktem. Przekonywał, że świat idei pozostaje żywy, dynamiczny i to, co dla myślicieli XIX wieku stanowiło punkt odniesienia w rzeczywistości Polski Ludowej mogło być po prostu nie przydatne. Na polskim myśleniu politycznym ciążyła w rozumieniu Krzeczkowskiego skłonność do operowania mechanicznymi analogiami historycznymi, zastępowania analizy doświadczeń anachronicznymi koncepcjami oraz do powielania gotowych diagnoz i recept bez trzeźwego rozważenia, w jakiej mierze pasują one do polskiej rzeczywistości”. I tak od Dmowskiego przejął ideę egoizmu narodowego (zmodyfikowana wersja Tomaszowej zasady ordo caritatis), realizmu i zmysł geopolityczny, od Piłsudskiego wrażliwość na romantyczną ideę czynu,  z twórczości Evelyna Waughta enklawy „arystokracji i dworu”. W interesującym szkicu pt. Stefana Kisielewskiego traktat o metodzie realistyczny program polityczny, politykę polską wiązał z przezwyciężeniem wielowiekowego rozdwojenia politycznego, konfliktu między marzycielstwem a realizmem. Pisał Walka o realizację (…) programu politycznego musi być prowadzona realistycznie, przy czym realizm polityczny rozumiany jako przezwyciężenie (…) odwiecznego konfliktu między „dwoma postawami i temperamentami, pomiędzy Trauguttem a Wielopolskim, pomiędzy Piłsudskim a Dmowskim i doprowadzenie do „syntezy”. Jest ona możliwa bowiem, można połączyć patriotyzm z umiarkowaniem i cierpliwością, pragnieniem czynu z rozsądkiem, miłość Ojczyzny ze zdolnością do trzeźwego politycznego myślenia, odwagę z ostrożnością.

 

            Realizm Krzeczkowskiego łączył w sobie metodę myślenia, ale i praktykę. Rzeczywistość polityczna jest tutaj pochodną zmiennych prawd historycznych oraz geopolityki. Obie metody myślenia politycznego nakładały się u niego tworząc czytelny obraz położenia narodu i państwa. Przed działaniem rewolucyjnym, przynoszącym szybkie, niekoniecznie pożądane zmiany, przedkładał myślenie długofalowe. Dla Krzeczkowskiego – realisty kwestia niepodległości w realiach powojennych nie była tak ważna i istotna, jak  zachowanie suwerenności narodu w państwie. Dla jej obrony wskrzesza zapomnianą, a w środowiskach lewicy demokratycznej (np. korowskich) znienawidzoną formułę egoizmu narodowego. Daje temu choćby wyraz w tekście pt. Polska, Niemcy, inni (1979). Pisze:

 

Rozumny egoizm narodowy umożliwia jasne sprecyzowanie celów, wyraźne wytyczenie strategii i taktyki działania politycznego, wybór sojuszników i rozpoznanie wrogów. Zapobiega on złudnemu identyfikowaniu interesów własnych z obcymi, lecz równocześnie pozwala dostrzec ich realne zbieżności. Ten właśnie rozumny egoizm narodowy kazał przed wiekami dokonać opcji na rzecz kultury śródziemnomorskiej i w ten sposób zapewnił nam zachowanie własnej tożsamości w nieustannym starciu z dwiema ościennymi kulturami. Czasy nowożytne sprzyjały zaciemnieniu tego faktu do rzekomo sprawdzalnych formułek, interpretowanie konfliktów kultur przy pomocy naukowopodobnych deterministycznych historiozofii, sprowadzanie interesów narodowych do kupieckiej buchalterii doraźnych zysków i strat – wszystko to służy wypaczaniu polskiej myśli politycznej.

 

Krzeczkowski z jednej strony uwalnia czytelników od megalomanii narodowej, z drugiej zaś przez kompleksem uprzedzeń, chciejstwem i sentymentalizmem.

            Ewentualną szansę na odzyskanie niepodległości (wcześniej ugruntowanie wewnętrznej suwerenności narodowej) Krzeczkowski widzi w polityce ugody, ale nie abdykacji, czy też kolaboracji. Pisze wielokrotnie o roztropnym realizmie, o rozwiązaniu węzła gordyjskiego polskiej historii, czyli wyjścia z trudnego położenia pomiędzy Niemcami a Rosją. Czynnikiem stałym polskiej polityki jest tutaj Rosja (ZSRR). Wskazywał zresztą jak wielu znawców problemu, że Rosję charakteryzują pewne cywilizacyjno-kulturowe niezmienne czynniki, które były aktualne we wszystkich systemach (od caratu do państwa komunistycznego). Stąd kultura polityczna Rosjan w odróżnieniu od państw należących do cywilizacji śródziemnomorskiej, w tym także Polski różniła się zwłaszcza w kwestii relacji pomiędzy jednostką a władzą państwową. W Europie łacińskiej jednostka obdarzona była przyrodzoną wolnością, którą władza świecka uznawała za nienaruszalną, zaś w Rosji (cywilizacja bizantyjska) jednostka w pełni poddana była państwu. Stąd, gdy od czasów Katarzyny II Rzeczypospolita została włączona w orbitę wpływów rosyjskich, była traktowana w Imperium jako „ciało obce”. Wszelkie odruchy niezadowolenia, porywy wolności wywoływały niezrozumienie wśród samych Rosjan. Polska była, zatem dość niewygodną częścią Imperium carskiego, ze względu na odmienne cechy cywilizacyjne.

 

Odtąd – pisał Krzeczkowski, nie mógł już carat uniknąć konsekwencji tego pęknięcia monolitycznego dotąd systemu. Cykliczne ewolucje polityki wewnętrznej raz na zawsze przestał być wyłącznym następstwem przemyśleń i kaprysów samodzrżawnego cara, lecz stały się również koniecznościami narzucanymi przez nieobecny dotąd element, który z przedmiotu rządzenia mógł w wyniku jakiegoś kataklizmu przeobrazić się w podmiot rządów.

 

W polityce rosyjskiej „odwilże” od czasów carów charakteryzowały tradycyjne metody rozładowania napięć społecznych. Ich cech ą wspólną była niemal zawsze przejściowość i nie pełność. To  z kolei zależało od wielu czynników, jak choćby sytuacji międzynarodowej, intryg pałacowych, czy starcia koncepcji w łonie bardzo wąskich grup elity władzy. We wszystkich układach społeczeństwo pozbawione było wpływu na proces decyzyjny. Metody polityki rosyjskiej po zwycięstwie bolszewików zasadniczo nie uległy większym zmianom od czasów nowożytnych. Terror rewolucyjny, likwidacja przeciwników politycznych, uniformizacja społeczeństwa stanowiły jedynie kontynuację taktyki politycznej Iwana Groźnego. Historycznych analogii doszukiwał się także Krzeczkowski w polityce rosyjskiej wobec Polski.

 

Uważał, że polityka sowiecka w stosunku do Polski opierała się na przesłankach tradycyjnej rosyjskiej myśli strategicznej, postulującej systematyczne przesuwanie się na zachód przedpola ewentualnych działań wojennych. Przesunięcia takie stwarzały oczywiste korzyści zarówno w wariancie ofensywnym, jak i defensywnym. Koncepcja ta podporządkowana była nadrzędnemu celowi polityki sowieckiej, którym było zachowanie wszystkich zdobyczy uzyskanych w rozgrywce o powojenny podział Europy.

 

Oparta na „czyszczeniu przedpola” strategia, choć załamała się w chwili wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. to znalazła swój skuteczny finał w operacji na żywym organizmie 23 VIII 1939 r. (pakt Ribbentrop-Mołotow). Dla Polaków – pisał Krzeczkowski lata 1939–1941 oznaczały otwarcie oczu na nową rzeczywistość geopolityczną. W XX wieku zanik państwowości musiał oznaczać przede wszystkim obumarcie tkanki narodowej. Jednak po raz kolejny w dziejach Polacy mieli instynktownie wykorzystać wszystkie pokłady realizmu i zdrowego rozsądku powołując do życia obok istniejącego na emigracji rządu, polskiego państwa podziemnego ze wszystkimi atrybutami.

Paradoksalnie zdaniem Krzeczkowskiego przesłanką nowego podziału Europy i wyodrębnienie sowieckiej strefy wpływów było podpisanie przez rząd emigracyjny gen. W. Sikorskiego paktu moskiewskiego. Porozumienia z Sowietami nie można było, bowiem interpretować w kategoriach porozumienia. Układ w opinii Krzeczkowskiego był jednostronny, był równoznaczny z uznaniem faktów dokonanych z września 1939 r. Wreszcie zawarty był z państwem, z którym Polska formalnie była w stanie wojny.

 

Wyjaśniał: Rząd generała Sikorskiego mógł być odtąd traktowany przez Związek Radziecki, a co za tym idzie jako doraźna reprezentacja narodu walczącego z najazdem hitlerowskim, ten zaś naród, po zakończeniu wojny, w granicach wyznaczonych mu przez zwycięskich sojuszników, stworzy nowe państwo, które nie będzie kontynuacją państwa istniejącego przed wojną, a tylko historycznego trwania narodu.

 

Porozumienia jałtańsko – poczdamskie nakreślające rękoma „koncertu mocarstw” bardzo precyzyjne kontury nowych bloków politycznych i ekonomicznych Krzeczkowski uznał za równie ważne, jak zmiany cywilizacyjne. W ujęciu historiozoficznym II wojna światowa to jedynie kolejny etap konfliktu cywilizacyjnego pomiędzy „bizantyjskim Wschodem” a „światem śródziemnomorskim”. Starły się cywilizacje, w której jednostka jest w pełni odpowiedzialna za swoją wolność, świadoma sowich praw i powinności wobec cywilizacji i wspólnoty z cywilizacją kolektywną, masową, w które jednostka z jej przyrodzoną wolnością jest zdegradowana do roli ślepego wykonawcy poleceń i nakazów władzy.

Powojenne zmiany geopolityczne są jednak dla Krzeczkowskiego ważne i istotne, zwłaszcza w kontekście tzw. „sprawy polskiej”. Dla niego Polska Ludowa / PRL to państwo polskie, choć rzecz jasna niesuwerenne, kalekie i dalece ułomne, z rozbudowanym aparatem represji, centralistyczną gospodarką, kolektywnym modelem rolnictwa. Jest to jednak „lepszy stan wyjściowy”, aniżeli brak jakiejkolwiek państwowości. Z tej perspektywy Krzeczkowski jest „pełnokrwistym” realistą i państwowcem szukającym w istniejących warunkach minimum suwerenności, autonomii instytucjonalnej. W całości odrzucał zaś, materialistyczne, marksistowskie, antycywilizacyjne oflagowanie tego państwa. Choć oczywiście odrzuca ideologiczne „oflagowanie” tego państwa. Jest więc zadeklarowanym antykomunistą.

Analizując kolejne etapy rozwoju państwowości PRL-u, Krzeczkowski jej źródła wywodzi z Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, który od samego początku istnienia uważany był za narzucony z zewnątrz. Znajdował się w całkowitej izolacji społecznej. Nowym władzom w szybkim tempie udało się przeprowadzić „reformy”, w rolnictwie, gospodarce, aparacie władzy. Krzeczkowski, jak wielu realistów (zwłaszcza przyznających się na narodowodemokratycznej szkoły politycznego myślenia) za największe osiągnięcie zmian powojennych uznawał właśnie przesunięcie granic ze wschodu a zachód oraz homogeniczną, jednolicie narodowościową strukturę Polski Ludowej. Nasze geopolityczne położenie w trójkącie: Rosja – Polska – Niemcy może stać się atutem. Na drodze na wskrzeszenia nowej, sowieckiej wizji „Trzeciego Rzymu” stoi bowiem Polska, nie tylko największe z satelickich państw, ale i kraj o największych tradycjach politycznych i „rosyjskim doświadczeniu”.

 

Swoisty charakter geopolityczny tego imperium (ZSRR –  przyp. autora) uniemożliwiał podjęcie jakichkolwiek prób przekształcenia go w federację czy wspólnotę narodów. Zastąpienie idei „trzeciego Rzymu”, względnie zaborczych koncepcji panslawistycznych, doktryną międzynarodowej solidarności, już nie tylko proletariatu, a wszystkich warstw upośledzonych ekonomicznie i politycznie, okazało się w systemie po cesarskim nieskutecznym środkiem politycznego przeciwdziałania tendencjom wolnościowym, wzmagającym się w poszczególnych krajach zagarniętych lub podbitych pisał.

 

Polska jest więc w tym „układzie” „ciałem obcym, dezintegrującym procesy zjednoczeniowe w ramach imperium. Teoretyczne warianty dotyczące rozwiązania tzw. problemów narodowych w ramach imperium stanowiły jedynie wypadkową ścierania się frakcji politycznych, pacyfikacji nastrojów, łagodzenia kolejnych przesileń. Dostrzegał także fakt iż imperializm rosyjski jest oparty tradycyjnie na kruchych podstawach. Imperium rosyjskie we wszystkich swoich mutacjach powstało, nie tyle w wyniku hegemonicznych podbojów, jako wyraz aspiracji narodowych, lecz jako konieczny warunek utrzymania się państwa, graniczącego kulturze narodami o wyższej kulturze i dojrzalszej organizacji politycznej. Krzeczkowski był bez wątpienia bardzo surowym, ale i obiektywnym recenzentem imperializmu rosyjskiego. Podzielał pogląd wielu historiozofów, że imperium rosyjskie rodziło się w chwili słabości przeciwników, nie zaś w wyniku siły oręża, czy genialnych strategii militarno-politycznych. Poza tym Rosji od XIX wieku, kiedy próbowała się unowocześnić brakowało fundamentów narodowej samoistności, świadomości historycznej, czy wreszcie kształtnego typu kultury, który mógłby być atrakcyjny dla narodów podbitych. Rosji od XIX, po wiek XX nie udało się stworzyć warunków do rozwoju procesów asymilacyjnych.

 

(…) dominującą cechą rosyjskiej świadomości politycznej była jej defensywność oraz wypływające z niej kompleksy, prowadzące z kolei do maniakalnych idei w rodzaju „trzeciego Rzymu”, panslawistycznych rojeń i wreszcie do głębokiej nienawiści podszytej poczuciem mniejszej wartości w stosunku do wszystkich, nawet najbardziej zacofanych – narodów podbitych – stwierdzał.

 

Właśnie ten czynnik powodował, że powojenna koncepcja organizacji państwowości w ramach „demokracji ludowych” była prowizoryczna, a w dużej mierze także iluzoryczna. Proces „obumierania” tych fasadowych form nastąpił po śmierci Stalina. Punktem kulminacyjnym była połowa lat pięćdziesiątych, powstanie węgierskie i „polski październik”. Pozorna liberalizacja, uwalniająca narodowe pokłady optymizmu i wiary w naprawę socjalizmu, nie oznaczała jednak zasadniczych zmian strategii politycznej ZSRR wobec obozu. Niewątpliwie również postawa zachodnich „czynników miarodajnych” wobec tych wydarzeń oznaczała, że nie będzie szans na rewizję ładu jałtańsko-poczdamskiego. ZSRR zaczął prowadzić politykę bardzo pragmatyczną, odideologizowaną, która po kolejno następujących „odwilżach” i „przymrozkach” uwieczniona została w doktrynie Breżniewa. Krzeczkowski przekonywał, że polityka deklarowanego współistnienia między ZSRR a USA, przebiegała równolegle z przyśpieszonymi odgórnie procesami integracyjnymi, eliminującymi wszelkie ośrodki niezależności w ramach Imperium, zarówno w sferze ekonomicznej, jak i duchowej.

W prezentowanej przez Krzeczkowskiego analizie  ład powojenny jest niezmienny, a jedynymi jego gwarantami pozostaje „Święte Przymierze Ameryki i Rosji”. Nawet dostrzegalne procesy détente lat siedemdziesiątych Krzeczkowski oceniał z dużym dystansem i pesymizmem, ale bowiem system międzynarodowy odzwierciedlał klasyczną równowagę sił na kontynencie.

 

Krzeczkowski pisał: Pozornie pragmatyczne myślenie polityków, przygotowujących formalne potwierdzenie takiego status quo, dowodzi jedynie, że ich postawa podyktowana jest niemożnością oderwania się od anachronicznych dogmatów. Nie może bowiem być przesłanką trwałego pokoju stan rzeczy, który będzie ciągłym balansowaniem na linie, nieprzerwanym okresem zimnej wojny toczącym się nie - jak to się usiłuje wmówić społeczeństwom i narodom - między Zachodem a Rosją, ale prowadzonej przez Zachód i ZSRR przeciw ujarzmionym narodom Europy. Pokoju nie zapewnią żadne koegzystencyjne układy między Ameryką i Europą Zachodnią a Rosją Sowiecką, z takim, bowiem pokojem nigdy nie pogodzą się narody, których kosztem miałby on być zawarty.  

 

Jaka miała być rola i pozycja Polski w tym systemie? Krzeczkowski postuluje tutaj ideę obrotowego przedmurza chrześcijańskiego. U jej źródeł leżało przekonanie, że po pierwsze  Polska była najdalej na wschód wysuniętą flanką bloku wschodniego o czytelnej wyraźnej specyfice kulturowej (mocno ugruntowane wpływy świata śródziemnomorskiego). Po drugie niezwykle ważne były argumenty natury politycznej. A mianowicie po utworzeniu Niemieckiej Republiki Demokratycznej i deregulacji Niemiec, we wschodnich Niemczech upatrywano najbardziej ortodoksyjną ideologicznie cześć bloku o wyraźnie militarnym charakterze (baza dla wojsk radzieckich). Istocie powstanie NRD oznaczało, że Polska jest militarnie oskrzydlona przez Sowietów.

Trudno powiedzieć, czy Krzeczkowski rozwiązał „geopolityczną zagadkę Polski”, z pewnością jednak jako eschatologiczny pesymista, realista i konserwatysta o „narodowym podniebieniu” oceniał politykę „tu i teraz”, logicznie, na chłodno, zgodnie z realiami. Oceniał, że ład jałtańsko-poczdamski na długo jeszcze będzie niezmienny. Uważał jednocześnie, że realistyczne programy polityczne powinny być zrodzone z suwerennych przemyśleń, realistycznych rzeczowego rozpoznania stanu moralnego i fizycznego narodu, z podania skrupulatnej analizie potrzeb społeczeństwa i rzetelnej próby wytyczenia jego dróg rozwojowych, nade wszystko z głębokiego zamyślania się nad sensem naszego narodowego istnienia. Konsekwentnie głosił pogląd, że jedyna szansa na rewindykację państwa tkwi w porozumieniu z ZSRR. Do porozumienia potrzebne było jednak partnerstwo była podmiotowość i zrozumienie aspiracji oraz celów obu stron. W interesie Polski leżało również ustanowienie na przyszłość dobrosąsiedzkich stosunków z ZSRR. Pozbycie się mających swe źródła w przeszłości antagonizmów i nieporozumień. Również czynniki decyzyjne w Moskwie powinny sobie uświadomić istnienie bariery duchowej miedzy oboma narodami (cywilizacjami) dojrzeć do decyzji o prawdziwej ugodzie. Zarówno dla komunistów sowieckich, jak i polskich utrzymanie stałego administrowania państwem polskim jest zarówno nieopłacalne, jak i niemożliwe do utrzymania w dłuższej perspektywie czasowej. Patrząc z nieco szerszej perspektywy, jako Europejczyk, Krzeczkowski wierzył w nową organizację ładu na kontynencie. Zastrzegał, jednak, że będzie to możliwe dopiero po przezwyciężeniu strategii militarnych i politycznych dwóch  hegemonów: Ameryki i Rosji. To jednak wymaga – twierdził, długiego procesu reinterpretacji i reorientacji celów politycznych obu mocarstw. Tak, czy inaczej, w nowym układzie geopolitycznym suwerenna Polska pozostawałaby nadal naturalnym sojusznikiem Rosji. Przestrzeń geograficzna jest bowiem niezmienna, w odróżnieniu od zmienności warunków politycznych i biegu historii.